Przede wszystkim dała nam WOLNOŚĆ i dzięki niej odzyskaliśmy czas dla siebie nawzajem💗

Kilka lat temu oboje tkwiliśmy zawodowo w miejscach, z których wolelibyśmy uciec. Albo szukaliśmy po omacku tego miejsca, ale nigdzie nie czuliśmy jak u siebie. 

Pierwsza poddałam się ja. Przyznałam sama przed sobą, że po prostu nie nadaję się do pracy U KOGOŚ. W sztywno wytyczonych godzinach “od-do”. Zmuszona siedzieć gdzieś, gdzie nie mam ochoty i tracić swój cenny czas na dojazdy i stanie w korku. 

W wieku 27lat założyłam własną, malutką działalność Ciepliki, dzięki której całymi dniami nareszcie pracowałam z przyjemnością i nadrabiałam zaległości z dzieciństwa ukochanym malowaniem! Odkryłam, że na polskim rynku brakuje kubków z optymistycznym, ale nietuzinkowym przesłaniem i w kolorach, jakie sobie wymarzyłam. 

Mój mąż Marcin przyglądał się temu i w miarę, jak przybywało mi zamówień, zaczął dostrzegać wielki potencjał w tym, by nie tylko malować na kubkach, ale… robić własne! Takie, jakich nie ma nigdzie indziej. 

Ceramika powoli wkraczała w nasze wspólne życie, najpierw bardzo ostrożnie i po troszeczkę, bo wizja tworzenia własnych odlewanych naczyń wydawała się wykraczać poza horyzont naszych możliwości. 

Gdybym to ja aspirowała do robienia własnych naczyń, skończyłoby się pewnie na lepieniu prostych kubeczków z gliny. 

Ale Marcin to zupełnie inny typ człowieka.

Bardzo dokładny, ambitny i kreatywny. 

Jak już robi, to najbardziej profesjonalnie, jak tylko można. Zaczął najpierw gromadzić wiedzę. Bardzo dużo specjalistycznej, technicznej wiedzy, na widok której włos jeżył mi się na głowie. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzyłam, że on to wszystko sam ogarnie. Ale zrobił to! 

Małymi kroczkami, inwestując coraz większe kwoty z etatowej wypłaty, Marcin stworzył sobie własne miejsce pracy w swoim rodzinnym domu. 

Decyzja o odejściu z etatu długo wisiała w powietrzu i – jako świeżo upieczeni rodzice – biliśmy się z myślami, czy zdołamy stanąć na własnych nogach? Czy nasza malutka małżeńska manufaktura udźwignie te wszystkie nowe, wciąż rosnące wydatki? 

Patrząc wstecz, nie mogłam się nadziwić, jak niesamowite rzeczy – praktycznie od zera – stworzył mój mąż w ciągu roku, dwóch. Ucząc się wszystkiego na własną rękę, nie zniechęcając się masą błędów, parł naprzód, robiąc coraz lepszą ceramikę. 

Oboje zaczęliśmy wierzyć, że się uda. Że utrzymamy się z ceramiki i będzie tylko lepiej. 

Dwa i pół roku po tym, jak Marcin dla ceramiki odszedł z etatu przybyło nam tak wiele świetnych produktów! Jest lepiej, ALE…nie jest lekko. Nie będziemy narzekać, bo ostatnie 3 lata z niejedną firmą obeszły się bardziej brutalnie. Jesteśmy wdzięczni, że mimo tych polityczno-gospodarczych zawirowań wokół, nadal widzimy sens w prowadzeniu naszej działalności. 

Ale nie wspomniałam o najważniejszym: 

te ostatnie 3 lata z ceramiką to był jednocześnie czas pierwszych 3 lat naszej córki. Pierwszych kroczków, ząbków i pierwszych słów. Gdyby nie możliwość robienia ceramiki (zamiast pracy na etacie), nie mielibyśmy nawet połowy z tych cudownych wspomnień jako świeżo upieczona rodzinka. 

Ceramika, z której żyliśmy (i nadal żyjemy) umożliwiła nam układanie sobie pracy we własnym tempie i godzinach, które sami sobie dobieraliśmy w rytmie, jaki wyznaczała nam Madzia, nasza córka. 

W wielu kryzysowych sytuacjach mogliśmy spokojnie przełożyć lub odwołać naszą pracę wiedząc, że świat się nie zawali, praca na nas poczeka – a Klienci kochający rękodzieło byli dla nas bardzo wyrozumiali 🙂 

Gdy Marcin pracował na etacie, połowę naszej codzienności spędzał w biurze. Na weekendy czekał jak na wybawienie. A teraz? Oboje pracujemy często obok siebie, wpadamy na buziaka do swoich małych pracowni, odwiedzam go z Madzią, gdy przygotowuje biskwit, a nasza córka ma frajdę z zabawy gliną. 

To jest bezcenne. Oto, co dała nam ceramika: więcej czasu na ŻYCIE we własnym rytmie, na bycie ze sobą.

I jeśli kiedyś życie potoczy się tak, że będziemy musieli zamknąć pracownię, przez resztę życia będę nosić w sercu wdzięczność za te “ceramiczne lata”, które dały nam tak wiele pięknych wspomnień.


0 Comments

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Required fields are marked *